Higiena głosu
Moi Drodzy Wokaliści! :)
Niezależnie od Waszego doświadczenia muzycznego, mniej lub bardziej zaawansowanego, zapewne nie raz zauważyliście, że czasem tę samą piosenkę śpiewa Wam się lepiej, łatwiej, a czasami głos nie „idzie” tak, jak byście tego chcieli. Od czego to zależy? Czy poza opanowaniem prawidłowej techniki wydobywania z siebie dźwięku, regulacji oddechu i pracy z przeponą, jest jeszcze coś, co wpływa na jakość naszego śpiewu? Otóż moi drodzy wokaliści: odpowiedź brzmi - TAK! :) W tym artykule chciałbym podzielić się z Wami wiedzą nabytą z własnego, wieloletniego doświadczenia, odnośnie całej gamy okoliczności, która ma wpływ na to, jak śpiewamy.
Kilka słów o mnie: nazywam się Arek Cudowski, pseudonim Wiśnia (nie tylko artystyczny, tak po prostu zwraca się do mnie większość znajomych i przyjaciół;)). Śpiewam w zasadzie od zawsze. Im bardziej wychodziłem z wieku nastoletniego i przechodziłem w dorosłość, tym bardziej stawałem się świadomie zaangażowany w profesjonalne projekty muzyczne. Od zespołów piwniczno – garażowych, aż po kapele, z którymi po dziś dzień nagrywamy profesjonalny materiał muzyczny z pogranicza rocka, hard-rocka i metalu (Jester, Tone Control, ROMY, Ravendell). Nie ograniczam się jednak tylko i wyłącznie do projektów gitarowych i ciężko brzmiących. Pobierałem lekcje śpiewu u kilku, różnej maści, nauczycieli – od muzycznych pedagogów w gimnazjum, gdzie część lekcji poświęcaliśmy na ćwiczenie śpiewu klasycznego (tak, tak, „Semplicetta, tortorella...”:)), aż po szanowane tuzy rodzimego metalu. Kształcić głos należy całe życie – w przeciwnym razie staniemy w rozwoju, a nawet zaczniemy się cofać. To tak, jak z mięśniami na siłowni – nie ćwiczysz, to nie masz ich przyrostu. Ale nie o siłowni dzisiaj. Chciałbym poruszyć w tym artykule kilka kwestii związanych z higieną głosu, z właściwym traktowaniem tego, co jest w naszym gardle i tego co sprawia, że możemy robić to, co kochamy najbardziej – śpiewać! :)
Chcę zaznaczyć, że moje opinie są całkowicie subiektywne, nie musicie się z nimi zgadzać i nie na każdego moje metody pielęgnacji głosu muszą działać tak, jak działają na mnie.
Ok, to przechodzimy do konkretów.
Na początek: POSIŁKI (i okoliczności spożywania)
To, co spożywamy, co przechodzi przez nasze gardło, ma niezwykle duży wpływ na nasz śpiewający organ. Postaram się dla Was wypunktować najważniejsze rzeczy, te dobre i te złe:
- różnica temperatur posiłków – ogromnie ważna kwestia. Zajadając się gorącą pizzą i popijając ją zimnym sokiem z lodem, możemy w mig nabawić się bardzo poważnego stanu zapalnego. Wszystko zależy też od indywidualnego stopnia wrażliwości gardła. Osobiście, jak ognia unikam powyższego połączenia: spożywane przeze mnie napoje są ciepłe, albo co najmniej w temperaturze pokojowej. Nie pijam niczego z dodatkiem lodu, ani z lodówki – zwłaszcza w największe upały jest to w moim kodeksie zakazane (tak!), ponieważ ciepła temperatura otoczenia + zimny napój = szybko postępujący, gardłowy dramat.
- napoje gazowane – poza tym, że zawierają mnóstwo cukru, to podrażniają w mniejszym lub większym stopniu śluzówkę gardła. Sporadycznie pozwalam sobie na łyk coli, jednak gdy zbliża się koncert, jakieś nagranie – na kilka dni przed, odstawiam tego typu napitek.
- mleko + miód – dla kurażu, powlekająco – tak, natomiast raczej nie w dniu i podczas śpiewania – może „zaklejać” gardło i struny głosowe
- cytrusy – ciężko jest mi wydać jednoznaczną opinię – z jednej strony kwas owocowy może podrażnić i obkurczyć śluzówkę – z drugiej, czytałem o fantastycznych właściwościach kuracji limonkowej na gardło. Ostatnio popijam sobie sok z limonki rozcieńczony w wodzie (bez cukru oczywiście) i zauważam jego kojący wpływ – spróbujcie :)
- buraczki i sok z buraków – znakomite! Ważne, by sok nie był prosto z lodówki, bo to się mija z celem. Słyszałem, że to naturalny "rutinoscorbin". Jednak nie dla każdego smaczny;)
- szałwia w postaci pastylek z miodem i witamina C – niezawodne – zawsze mam przy sobie, zawsze wsuwam też, gdy „coś się dzieje”. Niezmiennie mam również pod ręką spray tymiankowo-szałwiowy – działa tonizująco – samo dobro!
- propolis (pastylki lub krople) – absolutnie najlepszy środek na gardło, gdy już jest z nim naprawdę źle (krople 20% - pytajcie w dobrych zielarniach – osobiście używam z pasieki Panów Józefa i Pawła Ślachetków). Propolis jest nazywany antybiotykiem XXI wieku.
- przyprawy i ostre potrawy – moje osobiste doświadczenie: nie ma to jak zjeść ostrą zupę z chińskim makaronem (wiem - niezdrowe :P) na ok 2 h przed śpiewaniem. Taki posiłek znakomicie oczyszcza moje zatoki, a przepustowość komór nosowych jest jedną z najważniejszych rzeczy w śpiewaniu. Jestem na TAK! Przed zalaniem zupki dodajcie suszony tymianek – nie żałujcie go!
- sól emska – specyfik, który jest dostępny w aptece, za przysłowiowe kilka groszy, w postaci tabletek, które rozpuszczamy w wodzie. Co to daje? Bardzo wspiera górny układ oddechowy w przypadku infekcji. Nie wiem dokładnie jak to działa, ale stosuje od wielu lat wspomagająco – i działa! :) Polecały to już nasze mamy i babcie. Po prostu pijemy niezbyt smaczny, słony roztwór i tyle:) Gdy nie mamy akurat pod ręką soli emskiej, a chcemy uśmierzyć ból gardła, podobny roztwór wykonujemy z łyżeczki zwykłej soli kuchennej i szklanki wody. Tutaj zalecam bardziej płukanie gardła, niż połykanie zawartości.
- kruche ciastka / wafelki / słone paluszki / chipsy / orzeszki – przed śpiewaniem unikam jak ognia – drobne cząsteczki osiadają się na strunach głosowych. Nie wymaga chyba dłuższego komentarza.
- alkohol – temat rzeka – oczywiście nie rekomenduję jakiegokolwiek spożywania alkoholu, natomiast nie odmawiam sobie przed koncertem lampki wina w temperaturze pokojowej. Trunki wysokoprocentowe są dla mnie zakazane podczas ważnych wokalnie sytuacji. Co innego po udanym koncercie! ;)
- papierosy – horror oraz dramat w jednym! Oczywiście nie palę, natomiast już sam dym papierosowy podrażnia moje gardło i dochodzi również do opuchnięcia śluzówki nosa, zmniejsza się przepustowość komór nosowych. Nie wiem, jak to wygląda u nałogowych palaczy – wokalistów, natomiast osobiście odradzam każdemu z naszej śpiewającej gwardii, bo to nic dobrego.
- woda mineralna – jak najwięcej w ciągu dnia, podczas prób, koncertu - oczywiście w temperaturze pokojowej :). Zawsze możemy rozpuścić w niej ogólnodostępne w tubkach witaminy, albo wyżej wspomniany sok z limonki.
- goździki – zawsze muszę mieć ich zapas w domu i w podręcznej torbie. Naturalny, silny środek antyseptyczny. Gdy czujemy nadchodzącą infekcję, to: albo żujemy sobie takiego goździka dowolną ilość czasu, albo wrzucamy kilka sztuk do gorącego naparu szałwii, lub rumianku. Herbatę czarną do tych celów odradzam, bo wysusza śluzówkę.
Zagadnienie samego spożywania jakiegokolwiek posiłku przed śpiewaniem: osobiście, w dniu koncertu jem mało i lekko. Po pierwsze – nie odczuwam za bardzo głodu i „jadę” na adrenalinie :D. Po drugie, nie potrafiłbym dobrze zaśpiewać po obfitym posiłku. Taki mam klimat.
A propo's – przechodzimy do istotnej kwestii: KLIMATYZACJA
Kiedyś unikałem jak ognia. Dziś stopniowo przyzwyczajam się w dzień powszedni do takiego sztucznego chłodu. Natomiast, gdy jedziemy na koncert, zawsze proszę, by klima była wyłączona w aucie - no „sorry, gregory”! Na salach prób – dramat! Na początku jest spoko, bo chłodno i nic się nie dzieje, natomiast pewnego razu wyszedłem w przerwie próby na zewnątrz... Gdy wróciłem, automatycznie dostałem chrypy. Minęło kilkanaście minut, zanim mogliśmy kontynuować próbę. Dlaczego? Patrz punkt „różnica temperatur”. Absolutnie odradzam w jakichkolwiek okolicznościach naszego śpiewania.
PUBY/KLUBY
Oczywiście fajnie jest poimprezować. Stanowczo jednak odradzam tego typu rozrywkę przed ważnym wydarzeniem wokalnym. Dlaczego? Gdy wchodzimy do klubu pełnego ludzi, automatycznie podnosi nam się wolumen głosu. Mówimy głośniej, przekrzykujemy się. Dobitnymi słowy mówiąc – zdzieramy gardło. Po 2-óch, 3-ech godzinach takiej sesji mamy chrypę, jak po maratonie nieumiejętnego growlowania.
OKRES JESIENNO-ZIMOWY. Co robić?
Przede wszystkim szalik na szyję. Dużo witaminy C, tej naturalnej, w owocach, cytrusach, czerwonych warzywach typu papryka, ale i też w suplementach. Nie wychodzimy na dwór w samym swetrze czy koszulce nawet na kilka sekund, gdy np. zadzwoni telefon, czy wówczas, gdy chcemy się „zaciągnąć dymkiem” na balkonie. Przesadne dogrzewanie mieszkania jest również niewskazane, gdyż wysusza powietrze. W takich sytuacjach albo skręcamy kurki, albo narzucamy na kaloryfer mokry ręcznik. Albo jedno i drugie.
Mała ciekawostka: 2 lata temu zacząłem... morsować, czyli brać kąpiele w okresie zimowym w wykutej przerębli! To nie żart i wcale nie jest to takie straszne, jak brzmi! :D Mało tego, takie doświadczenie obniża próg wrażliwości na niskie temperatury, czego efektem jest to, że prawie zawsze jest mi ciepło. Nie obawiajcie się przeziębienia po takiej morsowej sesji. Mało tego, gwarantuję: będziecie chcieli więcej! :)
ROZGRZEWKA PRZED ŚPIEWANIEM
Wyobraźcie sobie, że idziecie na siłownię i z miejsca porywacie się na ławeczkę ze sztangą, którą przed chwilą opuścił rosły atleta... Bez rozruszania ciała nie ma w ogóle co podchodzić. Dokładnie tak samo jest ze śpiewaniem. By prawidłowo i higienicznie dysponować naszym głosem, musimy go odpowiednio rozgrzać i wykonać szereg niezbędnych ćwiczeń, by bez kontuzji przeszedł on czekającą go jedno- lub dwugodzinną sesję próby lub koncert. Do tego służy odpowiednie wydawanie z siebie dźwięków, rozciąganie aparatu gębowego, ćwiczenia oddechowe – wszystko stopniowo i narastająco. Dla ludzi z zewnątrz może to wyglądać (i brzmieć!) śmiesznie, natomiast ja od wielu lat przestałem się tym krępować. Z czasem, gdy będzie taka możliwość i przy uprzejmości właściciela portalu z chęcią nagram dla Was filmik z odpowiednimi ćwiczeniami.
STRES
To nasz niewidzialny wróg. Tu nawet nie chodzi o kwestię tremy. Jeśli coś idzie w naszym życiu nie tak, coś nas martwi, jesteśmy z jakiegoś powodu smutni, rozdrażnieni, zdenerwowani – to wszystko ma niestety negatywny wpływ na nasz głos i jakość wydawanych dźwięków. Za wszelką cenę unikajmy stresogennych sytuacji przed śpiewaniem. Złe myśli są jak niewidzialna trucizna, która nas blokuje i powoduje, że nie możemy dać z siebie wokalnych 100%. Relaks, chill, seria głębokich oddechów, fajna rozmowa z kimś nam przychylnym przed występem – tak niewiele, a jednocześnie tak dużo dobrego potrafi zdziałać. Z powyższym zagadnieniem łączy się również brak lub mało snu. Jeśli macie ważny występ przed sobą, po prostu się wyśpijcie. Nie imprezujcie – wiem, czasami ciężko sobie tego odmówić. Lepiej jednak zostawić niedosyt niż przesyt. Lepiej jest zostawić rozbawione towarzystwo i udać się na wymagany spoczynek. Wypoczęte ciało = wypoczęty głos. Uwierzcie mi na słowo.
I na sam koniec: UŚMIECH
Otrzymujemy to, co sami dajemy. Czy to nagrywając film z utworem karaoke, czy występując na scenie pamiętajmy, by zawsze wysyłać pozytywną energię, bo ona do nas wraca :)
Jeśli spodobał się Wam, drodzy wokaliści, mój artykuł, jeżeli wyciągnęliście z niego jakieś ciekawe tipy, które zastosujecie w swoim życiu, by poprawić jakość swojego śpiewania, to jest mi bardzo miło. Życzę Wam nieustannego rozwoju, sukcesów i wszystkiego dobrego!
Wiśnia
Arkadiusz Wiśnia-Cudowski